Dopiero dwa lata po premierze aparatu małoobrazkowego Leica zaczęły pojawiać się w polskiej prasie fotograficznej jego reklamy. Początkowo informacje były bardzo lakoniczne, w następnych latach rozbudowywano je, dochodząc do całej strony. Często reklamę produktu łączono z pasującym do niego filmem. Rzadko zamieszczano natomiast informacje o sprzedaży używanych aparatów. Na początku lat 30. pojawiły się pierwsze broszury informacyjne. Natomiast w drugiej połowie lat 30. XX wieku, wraz z rozpoczęciem druku nowego czasopisma fachowego poświęconego Leice, najpierw „Moja Leica” (1936), potem „Leica w Polsce” (1937-1939) użytkownicy byli informowani na bieżąco o nowościach zakładów z Wetzlar, rozwoju filmów do aparatu, metodach wywoływania klisz.
Znaczenie reklamy
Rynek czasopism fotograficznych w dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce ulegał znaczącym zmianom. W całym okresie ukazywało się do 11 różnych tytułów rocznie. Większość z nich wiodła jednak efemeryczny żywot (kilka lat), głównie z powodów finansowych. Do najdłużej ukazujących się czasopism należały „Fotograf Polski” (wychodził przez 15 lat, od 1925 do 1939 roku) i „Nowości Fotograficzne” (przez 11 lat, od 1929 do 1939 roku).
Ważną część każdego zeszytu pisma (czasopisma miały różną częstotliwość ukazywania się, od miesięczników do roczników) stanowiły reklamy. Były one, podobnie jak dziś, ważnym źródłem dochodów redakcji. Oto obszerny fragment z artykułu inż. L. Brzozowskiego pt. „Na co są inseraty?” opublikowanego w „Miesięczniku Fotograficznym” w 1930 roku:
Żądając (takich) katalogów, opisów lub próbek, należy zawsze powoływać się na czasopismo, w którem znajduje się ich ogłoszenie, gdyż fabryki pragną wiedzieć, w którem czasopiśmie czytelnicy najwięcej interesują się ogłoszeniami. Czasopisma same również odnoszą korzyść z tego zainteresowania się czytelników internatami, gdyż wtedy fabryki chętniej zamawiają inseraty, a dochód z nich służy na lepsze uposażenie czasopism, czy to w treść, czy w ilustracje. Cena prenumeraty czasopisma bywa zazwyczaj bardzo niska, cały zatem dochód z prenumeraty, choćby czytelników były dziesiątki tysięcy, nie wystarcza nigdy na pokrycie kosztów wydawnictwa. Prócz kosztów składu, druku, papieru, broszurowania i wysyłki każdego zeszytu, ma czasopismo jeszcze do pokrycia wysoki koszt klisz ilustracyjnych, a dalej koszt papieru i druku ilustracyj. Ponadto wydatkiem bardzo poważnym są wynagrodzenia autorów za artykuły zamawiane do druku przez redakcje czasopism, a za granicą ponadto honorarja za obrazki, dostarczane czasopismom do reprodukowania w ilustracjach. Otóż część znaczną tych wszystkich wydatków pokrywają wydawnictwa dochodem z inseratów. Im więcej inseratów ma czasopismo, tem lepiej może być uposażone w treść i ilustracje, gdyż wtedy może opłacać artykuły zamawiane u autorów poważnych, nie zadowalając się tylko artykułami przesyłanymi dobrowolnie przez czytelników; nadto może łożyć więcej na artystyczne wykonanie ilustracyj, a wówczas chętnie dają swe prace do reprodukowania także artyści najpoważniejsi.
Reklama „Leiki”
Reklama „Leiki” po raz pierwszy pojawiła się w lipcowym wydaniu „Fotografa Polskiego” z 1927 roku. Minęły więc dwa lata od premiery aparatu z Wetzlar. Nie oznacza to, że aparatem nie interesowano się wcześniej (o tym piszę w innym miejscu). Wydaje się jednak, że pojawienie się „Leiki” w Polsce przypadło na niezbyt dobry moment. Warszawa wychodziła powoli z kryzysu gospodarczego, wprowadzone cła na zagraniczne towary, także fotograficzne (traktowano je jako luksusowy przedmiot) podniosły ich cenę i znacznie ograniczyły krąg zainteresowanych potencjalnym kupnem fotografów amatorów czy zawodowych. Z pewnością na przeszkodzie stały też wieloletnie przyzwyczajenia fotografów, jak i nadal niezbyt dobrej jakości filmy. W pierwszej reklamie w centrum umieszczono aparat i informację, w której markę produktu połączono z nazwiskiem właściciela zakładów: „Leica”-Leitza do zwykłych filmów kinowych z migawką szczelinową i zamkniętą przesłoną”. Następnie ogłaszano, że jest to „aparat fotograficzny najnowszej konstrukcji. W każdej kasetce 36 zdjęć. Mały, zgrabny i lekki. Dokonywanie zdjęć wyjątkowo szybkie i wygodne”. Reklama zawierała jeszcze parametry obiektywu oraz dodatkowych urządzeń przydatnych do wywołania zdjęć.
Przedstawicielem „Leiki” w Polsce był Dom agenturowy Marek Garfinkiel, mający siedzibę w Warszawie, na ul. Chmielnej 47a. W ostatnich tygodniach próbowałem znaleźć więcej informacji na jego temat. Moje poszukiwania, jak na razie, jedynie częściowo zakończyły się sukcesem. Dzięki pomocy Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie udało się ustalić, że Marek Garfinkiel urodził się w Sierpcu (województwo mazowieckie) w 1882 roku i pochodził z rodziny żydowskiej. Od października 1939 roku był uważany za zaginionego. Miał żonę i syna, którzy ukrywali się po tzw. aryjskiej stronie i przeżyli niemiecką okupację. W liście z 11 września b.r. Monika Taras, zastępca kierownika archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, podała:
Zgodnie z informacjami zawartymi w formularzu krewnego (zgodnie z The Central Database of Shoah Victims’ Names Instytutu w Yad Veshem – przyp. KR), jego żoną była Felicja. Ona (ur. 1896 r.) wraz z synem Ryszardem (ur. 1935 r.) przeżyli wojnę po tzw. aryjskiej stronie. Niestety nie znamy ich dalszych losów. Przeżył też wojnę krewny Marka: Julian (ur. 1893 Sierpcu) – przed wojną również mieszkał przy ul. Chmielnej 47a. Być może brat? Z wykształcenia i zawodu lekarz (…).
Czy żyją jeszcze krewni Marka Garfinkiela? Czy uda się z nimi skontaktować? Czy posiadają jakieś pamiątki rodzinne? Z niecierpliwością czekam na rozwój sprawy. Liczę, że Dział Genealogiczny ŻIH odnajdzie adres rodziny mojego bohatera. A może któryś ze słuchaczy wie coś więcej o losach warszawskiej rodziny Garfinkielów?
Upowszechnienie się reklamy
Po 1927 roku większość polskich czasopism branżowych drukowała regularnie reklamy „Leiki”. Dominowały reklamy wspomnianego „Domu agenturowego” Marka Garfinkiela, co świadczy, iż firma ta stale posiadała w ofercie produkt z Wetzlar. Pojawiały się też inne sklepy fotograficzne. Jednak w prasie, co ciekawe, rzadko zamieszczano ogłoszenia o sprzedaży używanego sprzętu. W czasie kwerendy znalazłem tylko jeden przypadek takiej oferty.
Czy kryzys światowy końca lat 20. i 30. wpłynął na sprzedaż Leiki w Polsce? Można założyć, że tak, ale bez dostępu do archiwum Leiki w Wetzlar, trudno jest odpowiedzieć, w jakim stopniu. Warto jednak zaznaczyć, że mimo kryzysu polskie czasopisma dalej drukowały reklamy tego aparatu. Można więc mniemać, że istniało zainteresowanie. W drugiej połowie lat 30. fotografia małoobrazkowa oraz średnioformatowa zaczęła być coraz bardziej popularna w Polsce.
Firma Leitza zadbała również o broszury informacyjne oraz instrukcje obsługi w języku polskim. Będą się one ukazywać aż do wybuchu II wojny światowej.
Kamera Leica, która już od chwili pojawienia się poruszyła swą niezwykłą budową całą opinję świata fotograficznego, uchodzi dziś za typową kamerę kieszonkową, w pełnem tego słowa znaczeniu – czytamy w broszurze pt. „Kamera Leica wraz ze wszystkiemi przyborami i sprzętem pomocniczym” wydanej w Wetzlarze po polsku w maju 1931 roku. Zdanie to wynika, nie tylko z niezliczonych listów pochwalnych, lecz także z ocen pism fachowych (…). Kamera ta, w przeciągu stosunkowo niedługiego czasu, zdobyła przebojem zarówno rynek europejski, jak i rynki innych części świata. Wystarczy tylko stwierdzić, że dotychczas zgórą 60.000 ludzi, zamieszkałych w różnych zakątkach globu ziemskiego, posługuje się naszą Leicą. Cenią ją w równych stopniu amatorzy, jako pierwszorzędną „pułapkę na motywy”, co i znani u nas i zagranicą uczeni i badacze, oraz słynni podróżnicy; służy ona znakomicie i jednakowo niezawodnie wyprawom do równika, jak też i na biegun (…). Wiele polskich instytucyj rządowych – dodawano – zapatrywało się w aparaty Leica, celem ułatwienia sobie kontroli i łatwiejszego śledzenia postępu prac, np. nad rozbudową kraju, budową gmachów rządowych, lotnisk itp. Takie powodzenie może być tylko wynikiem idealnego pomysłu, wcielonego skutecznie i celowo w życie. Pomysł ten stworzył bowiem całkowicie odrębną i swoistą sztukę fotograficzną Leica, zupełnie różną od dotychczasowej, otwierając coraz to nowe dla niej dziedziny. Dzieje się to dzięki ciągłemu postępowi i celowym ulepszeniom przyborów i sprzętów pomocniczych do kamery Leica.
Leica w Polsce
Zatem o Leice nie tylko czytano, kupowano ją i fotografowano nią coraz częściej także nad Wisłą. Było to związane z przełomem w polskiej fotografii, pojawieniem się nowego, młodego pokolenia polskich fotografów i fotografek, którzy wprowadzili zmianę technik wykonywania zdjęć. Fotografia małoobrazkowa przestała być traktowana jako przejaw li tylko mody. Do umacniania się tego typu fotografii przyczynił się także szybko rozwijający się rynek pism ilustrowanych. Odbiciem zmian stało się powołanie w Polskim Towarzystwie Fotograficznym odrębnej Sekcji Fotografii Małoobrazkowej. W 1936 roku zaczęto wydawać pismo adresowane do użytkowników i miłośników Leiki, najpierw pod tytułem „Moja Leica”, potem „Leica w Polsce”. W piśmie zamieszczano fachowe porady, informacje o nowościach, prezentowano pionierów tego aparatu wśród polskich fotografów.
W 1936 roku ukazał się tom „Leica w Polsce. Wydawnictwo zbiorowe, poświęcone wszystkim dziedzinom fotografii Leiką”. Redaktorami byli Tadeusz Cyprian, Jerzy Stalony-Dobrzański oraz Antoni Wieczorek.
Publikacja składa się z dwóch części. W pierwszej, w formie poradnika, przybliżono różne zastosowania aparatu od fotografii krajobrazowej, poprzez zdjęcia architektury, fotografię rodzajową, portret, reportaż, do zdjeć sportowych i innych.
W drugiej części wydawnictwa opublikowano 48 całostronicowych zdjęć, które miały być reprezentatywnymi przykładami typów fotografii omówionych wcześniej. Polscy użytkownicy Leiki otrzymali pierwszy ciekawy przewodnik, który, napisany w formie przystępnej, językiem swobodnym, czasem zabawnym, miał ich zachęcać do użytkowania tego aparatu i nie zrażania się pierwszymi niepowodzeniami. Warto podkreślić, że zamieszczone fotografie nie były przedrukami z publikacji niemieckich, lecz oryginalnymi zdjęciami wykonanymi przez polskich fotografów. Artykuł Tadeusza Cypriana o wywoływaniu filmów nie pozostawiał wątpliwości, że zaawansowany fotoamator z ambicjami koniecznie powinien zmierzyć się z tą czynnością.
Podcast #wielkahistoriamalegoaparatu jest dostępny / The podcast #wielkahistoriamalegoaparatu is available::