Zbierając materiały do dziejów Leiki w Polsce, mam czasami nieodparte wrażenie (historykom jednak dobrze znane), że jest to przysłowiowe szukanie igły w stogu siana. Literatura na ten temat nie istnieje. Autorzy opracowań zagranicznych nie uwzględnili polskiego rynku i tutejszej fascynacji produktem flagowym z Wetzlar, zwłaszcza w drugiej połowie lat 30. XX wieku. O historii Leiki milczy także polska literatura. Pojawia się w opracowaniach historycznych na temat dwudziestolecia międzywojennego jedynie w kontekście konfliktu między starymi a młodymi, tradycjonalistami a modernistami. Trochę to dziwi, gdyż fotografia zawsze cieszyła się dużym zainteresowaniem w Polsce. Przed II wojną istniały środowiskowe organizacje i czasopisma. W Polskim Towarzystwie Fotograficznym istniała sekcja Leiki. Przez kilka lat ukazywało się czasopismo jej poświęcone. Praktycznie historię Leiki należy pisać na „białej tablicy”, układać mozolnie znalezione kamyki z nadzieją, że być może z biegiem czasu powstanie z nich mozaika, która pokaże dzieje tego aparatu w Polsce.

Brak opracowań

Nie jest prostą sprawą odpowiedzieć, dlaczego autorzy zagraniczni, głównie niemieccy, ale także brytyjscy czy amerykańscy, pomijali w dziejach Leiki polski rynek i polskich użytkowników. Na podstawie zebranych przeze mnie danych można stwierdzić, że Warszawa należała do ważnych rynków zbytu aparatu małoobrazkowego z Wetzlar. Niemiecka firma nie szczędziła pieniędzy na reklamę. Broszury informacyjne i reklamowe ukazywały się po polsku, co świadczy o poważnym traktowaniu odbiorców w naszych kraju.

Niestety, nadal posiadam zbyt mało informacji, by stwierdzić, czy broszury tłumaczono i wydawano w Niemczech, czy było to zadanie przedstawiciela Leiki w Polsce. Jeszcze nie skończyłem zbierania informacji o Marku Garfinkielu, długoletnim przedstawicielu przedsiębiorstwa Leitza. Reprezentował on także inną fotograficzną firmę niemiecką, Voigtländer. W polskiej prasie jego reklamy niemieckich produktów fotograficznych ukazywały się już od końca lat 20. XX wieku.

W drugiej połowie lat 30. XX wieku reprezentował nadal obie firmy, jednak zamieszczane w prasie reklamy nie były już przez niego podpisywane z imienia i nazwiska. W to miejsce podany był tylko dokładny adres przedstawicielstwa w Polsce (Warszawa, ul. Chmielna 47A). Można sądzić, że usunięcie nazwiska nie było przypadkowe. Garfinkiel był polskim Żydem. Być może rezygnacja z podawania imienia i nazwiska była kompromisem między nim a Ernstem Leitzem, by nie pozbawić go reprezentacji firmy z Wetzlar w związku z zaostrzeniem się antyżydowskiej polityki niemieckiej w drugiej połowie lat 30. XX wieku. Stosunkowi Ernsta Leitza do Żydów poświęcę osobny podcast.

Biografia Marka Garfinkiela

Na przykładzie problemów ze znalezieniem informacji biograficznych na temat Marka Garfinkiela można wykazać, z jak dużymi przeszkodami w tym zakresie mamy do czynienia. W literaturze przedmiotu postać ta nie pojawia się. W czasopismach fachowych przed 1939 rokiem od czasu do czasu zamieszczano jego zdjęcie czy krótkie informacje. Przykładowo we wrześniowym numerze „Fotografa Polskiego” z 1936 roku opublikowano portret Garfinkiela oraz informację o wyróżnieniu go złotym medalem Polskiego Towarzystwa Fotograficznego. Przyznanie lauru uzasadniano następująco:

w trudnych chwilach zawsze pierwszy niósł skuteczną pomoc, kierując się najszczerszym sentymentem dla naszej placówki. Prezes p. inż. M(arian) Dederko, wręczając medal p. Garfinkielowi, podniósł jego zasługi dla PTF, które jednają mu wdzięczność wszystkich członków.

Natomiast w lutowym wydaniu z 1939 roku tego samego miesięcznika informowano, że Marek Garfinkiel otrzymał Złoty Krzyż Zasługi za „zasługi na polu fotografiki”. Wysokim odznaczeniem uhonorowano – poza nim – także znanych polskich fotografów, jak np. Tadeusza Cypriana, Mariana Dederko, Józefa Świtkowskiego, Stanisława Turskiego, Tadeusza Wańskiego czy Jerzego Stalony-Dobrzańskiego.

Sytuacja ta zmusza, ale też zachęca do poszerzenia kwerendy. Być może w zespole Prezydium Rady Ministrów w Archiwum Akt Nowych w Warszawie znajduje się uzasadnienie przyznania Markowi Garfinkielowi wysokiego odznaczenia państwowego. Podawano przy takiej okazji podstawowe dane biograficzne i zasługi kandydata.

W tej placówce przechowywana jest teczka osobowa jego żony, Felicji z domu Kaszer. Udało się ustalić (informacje te wymagają jeszcze weryfikacji), że wraz z synem Ryszardem (sic!) przeżyła wojnę po tzw. stronie aryjskiej (Marek Garfinkiel uznany był za zaginionego od jesieni 1939 roku). W czasie wojny używała nazwiska Helena Rusiecka. W 1947 roku albo w 1948 roku wyemigrowała do Paragwaju. Zmarła w 15 grudnia 1992 roku i została pochowana w Warszawie na Cmentarzu Żydowskim przy ul. Okopowej (dziękuję w tym miejscu Piotrowi Lisowi za pomoc w ustaleniu tych danych).

Informacje do weryfikacji

Odmiennie los małżeństwa Garfinkielów przedstawiono w publikacji pt. „Die Geschichte in die eigenen Hände nehmen. 100 Jahre Zimmerwalderkonferenz 1915-2015” (Brać historię we własne ręce. 100lecie konferencji w Zimmerwaldzie 1915-2015), którą poświęcono m.in. siostrze żony Marka Garfinkiela, Leoni Kaszer. Autorzy publikacji stwierdzili, że wszystkie trzy siostry Leoni Kaszer były aktywne politycznie w ruchu komunistycznym.

Felicja urodziła się w Warszawie w 1896 roku. Po I wojnie światowej włączyła się w Warszawie aktywnie do ruchu komunistycznego. Jej rodzeństwo opuściło następnie kraj, tylko Felicja pozostała w stolicy. Po wybuchu wojny i zajęciu Warszawy przez niemieckie wojska w 1939 roku aresztowano Marka Garfinkiela, następnie poddano go torturom i stracono.

Felicja z dwiema córkami (sic!) Hanką i Inką przeprowadziła się jesienią 1940 roku do warszawskiego getta. Hankę wkrótce zamordowano, Felicja postanowiła przyłączyć się do podziemia i przybrała nowe nazwisko, Helena Rusiecka. Miała pomagać w ucieczce z getta. Jej drugą córkę, Inkę, deportowano do obozu koncentracyjnego w Treblince, gdzie została zamordowana. Felicja uczestniczyła aktywnie w powstaniu w getcie w kwietniu – maju 1943 roku.

Jej dalsze losy nie są w tej publikacje podane szczegółowo. Napisano, że w 1955 roku przebywała krótko w Moskwie, by opiekować się ciężko chorą siostrą, Leonią. W 1968 roku wystąpiła z PZPR na znak protestu przeciwko kampanii antysemickiej. W publikacji zamieszczono jej niedatowane zdjęcie w dużym formacie. Spogląda na nas młoda kobieta, ubrana w płaszcz z futrzanym kołnierzem. Na palcu jednej ręki ma pierścionek. Zdjęcia nie wykonano w studiu fotograficznym, to raczej amatorskie dzieło. W tle widać kawałek materiału jako tło, który rozwieszono dość niestarannie.

Wgląd do teczki osobowej w Archiwum Akt Nowych może ostatecznie rozwiać nieścisłości, a na pewno pozwoli na pełniejszą rekonstrukcję biografii Felicji Garfinkiel. Czy wzbogaci to także moją wiedzę o jej mężu? Wkrótce się przekonam.

Mental map

Brak Polski w dziejach Leiki przedstawianych w publikacjach zagranicznych zwraca uwagę na jeszcze inny problem. Może się on wiązać także ze szczupłością informacji w samej literaturze polskiej. II wojna światowa i jej skutki położyły kres polskiemu rynkowi Leiki. W Polsce komunistycznej posiadano nadal Leiki, choć nie obnoszono się z tym. Jest to najmniej znany okres.

W opublikowanych wywiadach fotografów polskich czynnych od 2. połowy lat 40. i w latach 50. XX wieku Leica nie pojawia się. Jej miejsce zajęły aparaty radzieckie (różne odmiany podrobionej Leiki) i japońskie. Bez wglądu do archiwum Leiki w Wetzlar trudno będzie stwierdzić, czy i jakiego charaktery utrzymywano stosunki z polskimi „lajkowiczami”. Jeszcze nie trafiłem na zakład krajowy, który w przeszłości trudnił się naprawą i konserwacją tych aparatów. Fotografowie niechętnie odpowiadają na zapytania w sprawie Leiki. Być może i w tym przypadku kwerenda archiwalna przyniesie pożądane efekty. Chcę wystąpić z zapytaniem do Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Być może znajdują się tam jakieś informacje. Czy rekwirowano te aparaty na granicy? Czy zabierano je w czasie przeszukań? Czy istniał „czarny” rynek produktów z Wetzlar?

Dla badaczy historii Leiki Polska po 1945 roku nie odgrywała roli (i nadal nie odgrywa). Polski ruch leikistów przed 1939 rokiem nie jest dzisiaj znany, podobnie jak ich czasopisma czy publikacje. Być może długim cieniem kładzie się nadal podział Europy na Wschód i Zachód. Od lat pasjonaci historii zrzeszeni w Stowarzyszeniu Leica Historica e.V. wydają od 1975 roku czasopismo „Vidom” (dotąd ukazało się 119 numerów). Na jego łamach można znaleźć wiele ciekawych przyczynków do historii Leiki, jej upowszechnienia w różnych krajach. Przejrzałem wszystkie numery, Polska nie pojawiła się tam ani razu. Nie oznacza to, że nie zdarzają się zdjęcia, które dotyczą Polski.

Przykładem niech będzie artykuł jednego ze znawców dawnych modeli Leiki, cenionego specjalisty od napraw historycznych aparatów, Ottmara Mihaely’ego. W 2011 roku zamieścił w czasopiśmie „Vidom” artykuł pt. Von der 0-Serie zur Leica Ia (Od serii 0 do Leiki IA). Zamieścił w nim jako ilustrację stronę z książki wysyłkowej z 1925 roku, w której oferowano numery 130-145 aparatu (Leica IA). Leica opatrzona nr 142 powędrowała do … Warszawy. Zamówił ją niejaki pan Wiśniewski. Złożył on także zamówienie na dwa kolejne aparaty (zamówienie 209 dla numerów 163 i 164).

Te informacje nie zainteresowały jednak specjalnie autora artykułu. Kim był p. Wiśniewski? Prawdopodobnie był sprzedawcą sprzętu fotograficznego, dla celów prywatnych raczej nie kupowano przecież kilku tych samych aparatów. Ten wczesny przykład zakupów w Wetzlar pokazuje, że nad Wisłą interesowano się nowinkami fotograficznymi. W polskim środowisku fotograficznym były też osoby gotowe zaryzykować (fotografia małoobrazkowa wtedy raczkowała) spore pieniądze na zakup nowości. Pominięcie takich wątków w tym artykule potwierdza, że Warszawa nadal jest wielu historykom fotografii obca, także historykom Leiki.

Podcast #wielkahistoriamalegoaparatu jest dostępny / The podcast #wielkahistoriamalegoaparatu is available::

NEWSLETTER

Jeśli chce Pani/Pan być na bieżąco informowana/y o najnowszych odcinkach podcastu, proszę o zapisanie się na bezpłatny newsletter i dołączenie do innych subskrybentów.
Zapisując się na newsletter, akceptuje Pani/Pan zasady opisane w Polityce prywatności.

Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.